Dzisiaj do mnie dotarło...


10 marca 2019, 01:14

 

Dzisiaj dotało do mnie. Umrę. Nie mam szans. Walczę, ale to nie jest równa walka i jest z góry przesądzona. I kto to w ogole nazwał walką? To tak jakby powiedzieć że owce które idą na rzeź przegrały walkę.  One tez nie miały szans. Ich los też był przesądzony. Mogłyby umrzeć pierwsze albo ostatnie, więc żyłyby krócej lub dłużej, ale ostatecznie przegrają walkę i ich nie będzie. Tak jak mnie... 

Jestem jak ta cholerna owca. Idę gdzie mi każą, pozawalam im robić z moim ciałem co im przyjdzie tylko do głowy i mam nadzieję że mi pomagaja. Czy mi pomagają? Jaki to ma sens? Czy to jest tego warte? Czy jeśli umre ostatnia, ale będę szła widząc, że przede mną sa tylko inni którzy po kolei umierają, to trafie do lepszego nieba bo się dłużej męczyłam? Czy będę potrafiła cieszyć się życiem które mam, choć wiem że zaraz je zaraz stracę? Może lepiej umżeć pierwsza i nie męczyć sie - mieć to już za soba?

Nie wiem czy jest dobra odpowiedź. Na razie jestem... i ide... i czekam...  wiem co jest na końcu drogi, ale nie mam wyjścia więc idę i póki co myślami jestem z tymi którzy są w kolejce przede mna, który swoją walkę przegrają szybciej niż ja... 

RIP [*]

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz